Wpis 2019-05-29, 03:46
"Czwarta nad ranem, może sen przyjdzie, może mnie odwiedzisz..."
Jak zwykle to co chciałam Wam wrzucić tydzień temu wrzucam z wielkim opóźnieniem. Jak wykle życie pisze swoje scenariusze i śmieje mi się prosto w twarz. To już chyba stanie się moją mantrą.
Są takie chwile w życiu cukrzyka, że niepozorny mrok wkrada się powolutku i niespodzianie w duszę. Oplata z nienacka swoją ofiarę niczym dym z papierosa przypadkowego przechodnia. Ma Cię i nie jesteś w stanie mu uciec. Skażone myśli przychodzą w najmniej odpowiednim momecie i uderzają ze zdwojoną siłą nocą. Tak, to zawsze musi być noc. Za każdym razem. Jak niechciane walenie do drzwi. Jak gość którego się spodziewasz ale nie chcesz żeby przyszedł. Żeby przekroczył próg Twojego domu i z buciorami wszedł w Twoje życie. Piszę do Was o 3 w nocy, bo mój gość właśnie puka, a właściwie to już się dobija. Zamykam oczy i myślę sobie - nie wpuszczaj go, zaraz sobie pójdzie. Jesteś silna.
Piszę dla Was od 3 tygodni o początkach swojej choroby. Podświadomie wiem, że bardzo tego chcę. Nie, stop. Że bardzo muszę to zrobić dla siebie samej. Bardzo osobiste przeżycia, myśli, uczucia, doświadczenia. Muszę się z Wami tym podzielić bo inaczej będzie mnie to zjadało od środka. Nie wiem czemu. Nie pytajcie mnie dlaczego teraz i dlaczego akurat w taki sposób. Za każdym razem jak siadam i słyszę stukanie palców o klawiaturę komputera moją skórę przechodzi lekki prąda a ciało mały paraliż. Przecież to takie banalnie proste. Napisz co masz do napisania. Wyrzuć to z siebie. Jednak podświadomość nie daje mi spokoju. Coś tam utkwiło głęboko. Trzyma się zawzięcie niczym za nogę od krzesła i nie chce puścić. Akceptacja? Czy to Ty? Czy Ty jesteś moim niechcianym gościem? Nie wiem czy uda mi się kiedyś odpowiedzieć na to pytanie? To przecież tylko cukrzyca, ciesz sie że żyjesz. Czy aby napewno tylko? Czy aż? Jedno jest pewne. To walka. Nieustająca walka. I to z najcięższym możliwym przeciwnikiem. Walka z samym sobą.
Czuję, że potrzebuję koła ratunkowego. Wyciągam rękę i szukam po omacku. Mam. Jest, na szczęście, jest jak zawsze. Oddycha miarowo i spokojnie, kładę rękę na jego klatce piersiowej i czuję bicie serca. To moje koło ratunkowe. On. Trzymam rękę przez chwilę i liczę uderzenia. Jeden, dwa, trzy, po piątym nieproszony gość odchodzi. Dziękuję, że mnie znowu wyciagnąłeś z otchłani. Mój P.